Pogoda za oknem (w Lublinie leje już
którąś godzinę z kolei) nastraja co prawda raczej do zwinięcia
się w kłębek pod kołdrą niż rozważań o filtrach, ale
regularne pytania o przeciwsłoneczną ochronę tatuaży i reklama
sztyftu ochronnego Easy Tattoo sprawiły, że nadszedł czas na zebranie tyłka w troki.
Przyznaję, nie jestem chemikiem ani
dermatologiem, nie umiem rozszyfrowywać przydatności kremów na
podstawie lektury składu, ale jestem bladolicym (i wytatuowanym)
rudzielcem którego każda dłuższa przygoda ze słońcem, nawet
jeśli to półgodzinny spacer po zakupy w ciepły dzień, kończy
się w najlepszym przypadku zaczerwienieniem skóry. Jeśli dodać do
tego liczne znamiona i strach przed rakiem plus wieloletnią
praktykę w stosowaniu filtrów, to myślę, że to i owo mogę na
temat tego ostatniego powiedzieć.
Dlaczego warto chronić tatuaż
kremem z filtrem przeciwsłonecznym?
Choćby dlatego, że nikt z nas nie
lubi gdy drogi i upragniony zakup szybko się psuje. A promienie
słoneczne uszkadzając i wysuszając nośnik tuszu czyli skórę, a
także rozjaśniając kolory – psują nasz tatuaż. Poza tym,
wiele osób skarży się na reakcję żółci, oranżu i czerwieni
(a wiec pigmentów zawierających siarczek kadmu) na słońce, a
tymczasem dobry filtr (zwłaszcza mineralny) potrafi skutecznie
zminimalizować puchnięcie i swędzenie w rejonach wytatuowanych
tymi barwami.
Czy wyższy faktor ochrony oznacza że jest
ona skuteczniejsza?
Na portalu
uwagaslonce.pl czytamy:
"Wartość SPF oznacza o ile więcej promieniowania potrzeba do
wywołania rumienia na skórze chronionej badanym preparatem w
stosunku do ilości promieniowania wywołującego rumień na skórze
niechronionej. (...) zależność pomiędzy wartością SPF, a
ilością pochłanianego lub odbijanego promieniowania nie jest
wprost proporcjonalna. Preparat o współczynniku SPF równym 15
chroni skórę przed promieniowaniem UV w 93%, a preparat o SPF 30 w
97%. Preparat o SPF 100 nie pochłania 100 % promieniowania UV. Nie
istnieją [więc] preparaty, które zapewniają 100 % ochrony przed UV."
Czy to oznacza, że nie muszę
kupować SPF50 a mimo to dobrze chronić swoją skórę?
Poniekąd. Bardzo ważną kwestią jest
tu reaplikacja. Regularnie reaplikowany SPF30 ochroni skórę
skuteczniej niż jednorazowe nałożenie SPF50, zwłaszcza jeśli filtr ścierasz nosząc ubranie, kąpiąc się, czy wylegując na piasku.
Jasna skóra wokół tatuażu na opalonym ciele musi
wyglądać głupio.
Tak jak zacytowałam wyżej, SPF nie
chroni przed opalenizną w 100%, co oznacza, że przy odpowiedniej
ekspozycji na słońce, opalisz się, ale wolniej, zdrowiej i bez
ryzyka oparzeń, dlatego jestem zwolenniczką smarowania całego
ciała, bo zestawienie jasnej skóry (nie ważne czy wytatuowanej czy nie) ze skóra spieczoną na raka
wygląda zawsze żenująco;)
Na co warto zwrócić uwagę
wybierając krem przeciwsłoneczny?
Po pierwsze nie ufać
reklamom i nie wierzyć że wysoka cena to wysoka jakość, a przed
zakupem odwiedzić strony takie jak
laboratoriumurody.pl gdzie
możecie znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania natury
technicznej (choćby o stabilność filtrów czy ich wpływ na waszą
skórę, zwłaszcza jeśli na coś chorujecie) a także
wizaz.pl a szczególnie dział
Kosmetyk Wszech Czasów gdzie oprócz praktycznych
informacji na temat interesujących was kosmetyków jak cena czy
skład znajdziecie przydatne opinie użytkowniczek.
A może warto inwestować w
preparat dedykowany ochronie tatuażu, jak choćby reklamowany Easy
Tattoo?
Są tacy, co stary dobry płyn do
higieny intymnej i alantan/bephanten zamienili na kosmetyki
dedykowane i nie narzekają, w tym jednak przypadku, biorąc pod
uwagę skład Easy Tattoo (pierwszy filtr czyli Ethylhexyl Methoxycinnamate
w dodatku słaby bo chroniący jedynie przed UVB pojawia się na
dość dalekiej 6. pozycji), cenę (25pln/10g) i fakt, że
"deklarowana ochrona UVA/UVB jest osiągana przy ilości filtra
2 mg/1 cm2 skóry", i to, że to sztyft a nie krem (życzę
szczęścia i cierpliwości przy aplikowaniu), zostałabym przy
klasyce. Ale wybór należy do Ciebie.
To co mam w takim
razie do wyboru, żeby chroniło, nie rujnowało portfela, a było
sprawdzone?
Poniżej te kosmetyki których sama
używałam, niektóre kupione po przeczytaniu recenzji (genialny
Iwostin), inne przypadkowo nabyte w chwilach gdy były potrzebne
zaraz i już (Kolastyna), wszystkie jednak sprawdziły się na mojej
białej skórze nawet w bardzo słoneczne dni gdy plaży i morzu nie
sposób było się oprzeć. Ponieważ to moja subiektywna ocena,
czekam na wasze maile i komentarze na facebooku, jeśli
chcielibyście dodać coś, do tego posta.
Ziaja. Ziajka, Słoneczna emulsja
wodoodporna dla dzieci SPF 50+. Cena ok. 20pln/125ml. W składzie
filtry mineralne i chemiczne, d-panthenol i wit. E. Dość tłusta i
gesta konsystencja, trochę się klei i lekko bieli, co mi nie
przeszkadza na twarzy, ale na tatuażu już lekko drażni.
Iwostin. Solecrin, Wodoodporna emulsja
ochronna SPF 50+. Cena ok. 35pln/100ml. Kombinacja stabilnych
filtrów chemicznych z mineralnymi plus hybrydowy filtr Tinosorb M,
wit. E, a to wszystko na wodzie leczniczej. Gestawy, delikatnie
bieli, szybko się wchłania, nie zatyka porów. Mój
ulubiony.
Lirene. Dermoprogram, Kids, Mleczko ochronne do
opalania SPF50+. Cena ok 30pln/200ml. Fotostabilne filtry chemiczne
i mineralne. Płynna konsystencja, szybko się wchłania, lekko
świeci, praktycznie nie bieli.
Kolastyna. Emulsja do opalania SPF50.
Cena ok 20pln/150ml. Mój ulubiony po Iwostinie. Filtry chemiczne i
mineralne, kolagen, glikogen, elastyna plus witaminy E, F i H.
Bardzo gęsty i bardzo bieli.
Jak sami widzicie, ceny nie są
kosmiczne a każdy z tych kosmetyków jest polski i nietestowany na
zwierzętach.
I w razie gdyby ktoś miał wątpliwości,
tekst nie jest sponsorowany;)