sobota, 23 czerwca 2012

723.



PL:
Marti Guixé hiszpański designer wierzy, że "jest wiele rzeczy których kształt nie jest tak istotny jak funkcja którą pełnią. Więc im mocniej w kreacji skupiamy się na idei, tym bardziej umowne stają się kształty i materiały". Bez wątpienia na tej kanwie powstała Tatuażowa Kolorowanka, gdzie autor skupił się raczej na roli ciała jako płótna, niż jego kształcie.
Muszę przyznać, że znając wiele inspirowanych, bądź zawierających tatuaże kolorowanek, właśnie ta, mimo pozornej niedbałości, jest moją ulubioną (zaraz po Henrym Rollinsie Birda;)).
Okazuje się też, że Polska przestaje być kolorowankową terrą incognitą tatuażu, bo niedługo, jeden z młodszych tatuatorów na polskiej scenie, Glue Sniffer, pokaże swoje dzieło. A ponieważ znając jego styl będzie to coś naprawdę interesującego i jak twierdzi autor ma być tanie jak barszcz, zamówcie sobie swój egzemplarz bezpośrednio u niego na facebooku


ENG:

Marti Guixé a Spanish designer who believes that "There are several products in which the shape is not important and the function is more important. I think the way to do that is working basically with ideas, so that the shapes and materials become anecdotal.". And it seems like this vision accompanied creation of the Tattoo Colouring Book, where the shape of the body isn't that important as its funcion as a canvas.
I must admit, that seeing a lot of colouring books featuring or being inspired by tattoos, the one by Guixé is one of my favourites, right before Bird's Hentry Rollins;)
But there's also a colouring book by a Polish tattooer to be released soon, and by knowing Glue Sniffer's style it's well worth waitig, and because the autor claims it's going to be cheap as chips, feel free to ask him on facebook to get you one:)










piątek, 15 czerwca 2012

722.





PL:
Paul Ripke, niemiecki fotograf, znany głownie ze swoich zabaw z programami graficznymi (że wspomnę tylko zamianę głów ) w swoim nowym projekcie 'Hands Up!" bierze na warsztat stereotypy i symbolikę gestów, po raz kolejny pokazując, jak wiele znaczą gesty i jak bardzo potrafią zastąpić słowa. Więcej zdjęć z tej serii znajdziecie na paulripke.de/handsup .


ENG:
Paul Ripke a German photographer, mostly known for his photomanipulations  ( just to mention the head exchanging ), in his new project called "Hands Up!" faces (sic!) stereotypes and gesture meaning, proving how significant they can be and how easily even basic fingers moves can replace words. More pictures of the series can be found at paulripke.de/handsup.




czwartek, 14 czerwca 2012

721. czyli słów kilka o słońcu, tatuażu i filtrach

Tattoo bikini od Skin Italy



Pogoda za oknem (w Lublinie leje już którąś godzinę z kolei) nastraja co prawda raczej do zwinięcia się w kłębek pod kołdrą niż rozważań o filtrach, ale regularne pytania o przeciwsłoneczną ochronę tatuaży i reklama sztyftu ochronnego Easy Tattoo sprawiły, że nadszedł czas na zebranie tyłka w troki. 
Przyznaję, nie jestem chemikiem ani dermatologiem, nie umiem rozszyfrowywać przydatności kremów na podstawie lektury składu, ale jestem bladolicym (i wytatuowanym) rudzielcem którego każda dłuższa przygoda ze słońcem, nawet jeśli to półgodzinny spacer po zakupy w ciepły dzień, kończy się w najlepszym przypadku zaczerwienieniem skóry. Jeśli dodać do tego liczne znamiona i strach przed rakiem plus wieloletnią praktykę w stosowaniu filtrów, to myślę, że to i owo mogę na temat tego ostatniego powiedzieć.

Dlaczego warto chronić tatuaż kremem z filtrem przeciwsłonecznym?

Choćby dlatego, że nikt z nas nie lubi gdy drogi i upragniony zakup szybko się psuje. A promienie słoneczne uszkadzając i wysuszając nośnik tuszu czyli skórę, a także rozjaśniając kolory – psują nasz tatuaż. Poza tym, wiele osób skarży się na reakcję żółci, oranżu i czerwieni (a wiec pigmentów zawierających siarczek kadmu) na słońce, a tymczasem dobry filtr (zwłaszcza mineralny) potrafi skutecznie zminimalizować puchnięcie i swędzenie w rejonach wytatuowanych tymi barwami.
Czy wyższy faktor ochrony oznacza że jest ona skuteczniejsza?

Na portalu uwagaslonce.pl czytamy: "Wartość SPF oznacza o ile więcej promieniowania potrzeba do wywołania rumienia na skórze chronionej badanym preparatem w stosunku do ilości promieniowania wywołującego rumień na skórze niechronionej. (...) zależność pomiędzy wartością SPF, a ilością pochłanianego lub odbijanego promieniowania nie jest wprost proporcjonalna. Preparat o współczynniku SPF równym 15 chroni skórę przed promieniowaniem UV w 93%, a preparat o SPF 30 w 97%. Preparat o SPF 100 nie pochłania 100 % promieniowania UV. Nie istnieją [więc] preparaty, które zapewniają 100 % ochrony przed UV."

Czy to oznacza, że nie muszę kupować SPF50 a mimo to dobrze chronić swoją skórę?

Poniekąd. Bardzo ważną kwestią jest tu reaplikacja. Regularnie reaplikowany SPF30 ochroni skórę skuteczniej niż jednorazowe nałożenie SPF50, zwłaszcza jeśli filtr ścierasz nosząc ubranie, kąpiąc się, czy wylegując na piasku.
Jasna skóra wokół tatuażu na opalonym ciele musi wyglądać głupio.

Tak jak zacytowałam wyżej, SPF nie chroni przed opalenizną w 100%, co oznacza, że przy odpowiedniej ekspozycji na słońce, opalisz się, ale wolniej, zdrowiej i bez ryzyka oparzeń, dlatego jestem zwolenniczką smarowania całego ciała, bo zestawienie jasnej skóry (nie ważne czy wytatuowanej czy nie) ze skóra spieczoną na raka wygląda zawsze żenująco;)

Na co warto zwrócić uwagę wybierając krem przeciwsłoneczny?

Po pierwsze nie ufać reklamom i nie wierzyć że wysoka cena to wysoka jakość, a przed zakupem odwiedzić strony takie jak laboratoriumurody.pl gdzie możecie znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania natury technicznej (choćby o stabilność filtrów czy ich wpływ na waszą skórę, zwłaszcza jeśli na coś chorujecie) a także wizaz.pl a szczególnie dział Kosmetyk Wszech Czasów gdzie oprócz praktycznych informacji na temat interesujących was kosmetyków jak cena czy skład znajdziecie przydatne opinie użytkowniczek.

A może warto inwestować w preparat dedykowany ochronie tatuażu, jak choćby reklamowany Easy Tattoo?

Są tacy, co stary dobry płyn do higieny intymnej i alantan/bephanten zamienili na kosmetyki dedykowane i nie narzekają, w tym jednak przypadku, biorąc pod uwagę skład Easy Tattoo (pierwszy filtr czyli Ethylhexyl Methoxycinnamate w dodatku słaby bo chroniący jedynie przed UVB pojawia się na dość dalekiej 6. pozycji), cenę (25pln/10g) i fakt, że "deklarowana ochrona UVA/UVB jest osiągana przy ilości filtra 2 mg/1 cm2 skóry", i to, że to sztyft a nie krem (życzę szczęścia i cierpliwości przy aplikowaniu), zostałabym przy klasyce. Ale wybór należy do Ciebie.
To  co mam w takim razie do wyboru, żeby chroniło, nie rujnowało portfela, a było sprawdzone?

Poniżej te kosmetyki których sama używałam, niektóre kupione po przeczytaniu recenzji (genialny Iwostin), inne przypadkowo nabyte w chwilach gdy były potrzebne zaraz i już (Kolastyna), wszystkie jednak sprawdziły się na mojej białej skórze nawet w bardzo słoneczne dni gdy plaży i morzu nie sposób było się oprzeć. Ponieważ to moja subiektywna ocena, czekam na wasze maile i komentarze na facebooku, jeśli chcielibyście dodać coś, do tego posta. 


Ziaja. Ziajka, Słoneczna emulsja wodoodporna dla dzieci SPF 50+. Cena ok. 20pln/125ml. W składzie filtry mineralne i chemiczne, d-panthenol i wit. E. Dość tłusta i gesta konsystencja, trochę się klei i lekko bieli, co mi nie przeszkadza na twarzy, ale na tatuażu już lekko drażni.


  
Iwostin. Solecrin, Wodoodporna emulsja ochronna SPF 50+. Cena ok. 35pln/100ml. Kombinacja stabilnych filtrów chemicznych z mineralnymi plus hybrydowy filtr Tinosorb M, wit. E, a to wszystko na wodzie leczniczej. Gestawy, delikatnie bieli, szybko się wchłania, nie zatyka porów. Mój ulubiony.



Lirene. Dermoprogram, Kids, Mleczko ochronne do opalania SPF50+. Cena ok 30pln/200ml. Fotostabilne filtry chemiczne i mineralne. Płynna konsystencja, szybko się wchłania, lekko świeci, praktycznie nie bieli.


 
Kolastyna. Emulsja do opalania SPF50. Cena ok 20pln/150ml. Mój ulubiony po Iwostinie. Filtry chemiczne i mineralne, kolagen, glikogen, elastyna plus witaminy E, F i H. Bardzo gęsty i bardzo bieli.

Jak sami widzicie, ceny nie są kosmiczne a każdy z tych kosmetyków jest polski i nietestowany na zwierzętach.

I w razie gdyby ktoś miał wątpliwości, tekst nie jest sponsorowany;)