"Wtedy zobaczyłem po raz pierwszy wytatuowany na opalonym, lekko piegowatym przedramieniu numer - fioletowy numer z co najmniej pięciu cyfr, zbyt małych, by można je w tym świetle odczytać, ale wygrawerowany - powiedziałbym - z precyzją i kunsztem. Do uczucia miłości ulokowanego w moim żołądku dołączył nagły ból; w jakimś niewytłumaczalnym odruchu (wychowano mnie tak, abym trzymał ręce przy sobie) ująłem ją delikatnie za przegub, chcąc przyjrzeć się dokładniej tatuażowi. Natychmiasy uświadomiłem sobie, że moja ciekawość jest niedelikatna, ale nie mogłem się powstrzymać.
- Skąd to? - Wymówiła jakąś szeleszczącą nazwę; z trudem zrozumiałem, że powiedziała "Oświęcim". "
"Wybór Zofii" William Styron w przekładzie Zbigniewa Batko
Wypozyczylam ta ksiazke jakies 2 miesiace temu i stala na polce do wczoraj. Pamietam ze kiedys, dawno widzialam film na jego podstawie z Meryl Streep i tylko ja z tego filmu pamietam.
Samo myslenie o tej historii napawa mnie smutkiem. Ale to sie chyba dobrze wpisuje w definicje blue monday...